Skip to main content
5S w głowie menadżera

Nowe cele na nowy rok? 5S w głowie menadżera – c.d.

W poprzednim wpisie „Mental 5S” przedstawiłem pierwsze trzy kroki metody zaadaptowanej do „posprzątania” umysłu, znanej i stosowanej w halach produkcyjnych oraz obszarach biurowych. Można by je streścić w trzech słowach: wiem, czego chcę.

Z tak wykonanym „zadaniem domowym” przychodzę na spotkanie z zespołem, z którym rozważam wdrożenie ciągłego doskonalenia w firmie. Wszyscy dzielą się swoimi odkryciami. Można to ograniczyć tylko do sfery zawodowej, jednak dobrze jest poznać priorytety członków zespołu w obszarze prywatnym. Nie trzeba się tutaj dzielić wszystkim. Przypomnę o korelacji: to, co ważne w pracy zawodowej nie może być w jawnej sprzeczności z tym, co ważne poza nią. Chodzi o to, by na takim spotkaniu dojść do konsensusu zanim zabierzemy się do wdrażania Lean Management / kaizen / Six Sigma / ToC, czy innych metod doskonalenia. (więcej…)

Czytaj więcej

Mentalne 5S - uporządkowanie umysłu

Mental 5S – posprzątaj swój umysł

Zbliża się Nowy Rok (piszę to w grudniu), w związku z tym wiele osób będzie podejmowało tzw. „postanowienia noworoczne”, czyli – to oczywiście moje zdanie – działania pozorowane „chciałbym/chciałabym coś zmienić, ale…” Kończy się na postanowieniach, albo na inicjacji działań, a po pewnym czasie ich zaniechaniu. Dlatego też, w duchu refleksji związanych z kończącym się rokiem chciałbym zasugerować wdrożenie zasad „5S” w obszarze własnego umysłu.

Określenie być może mało precyzyjne, ale mam nadzieję, że uda mi się je bardziej skonkretyzować. Chciałbym także podkreślić, że nie będzie to opis wydumanych działań. Opiszę swoje własne „Mental 5S” – w skrócie M5S, które wprowadziłem jedenaście lat temu i utrzymuję do dzisiaj.

Zadałem sobie kiedyś pytanie: jak można wdrażać 5S na hali produkcyjnej, czy w przestrzeni biurowej, a tym bardziej dbać o jego utrzymanie i rozwój, kiedy przystępujący do tego ludzie sami wymagają przynajmniej wstępnego uporządkowania? (więcej…)

Czytaj więcej

O braku motywacji do pracy

Żeby nam się chciało chcieć, czyli krótki tekst o motywacji

Tym razem nie będę wymyślał karkołomnych alegorii. Wystarczą mi przykłady, choćby widoki z mojego okna podczas śniadania. Jest krótko przed godziną ósma rano. Za oknem mokro i zimno. Dzieci idą do pobliskiej szkoły. Kilku panów czeka przy koparce… Na co? Nie wiem.

Przyjechali do roboty po siódmej. Prawdopodobnie będą układać w ziemi jakieś rurki – robią to od kilku dni. Czekają. Jeden z nich postanowił zająć się czymś i „posprzątać” ulicę. Wybiera co większe bryły błota pozostawione tam przez wspomnianą wyżej koparkę i profesjonalnie wykonywanym wolejem wykopuje je z jezdni na chodnik.

Piruety na błocie

Drugi pan wpada na lepszy pomysł. Wyszukuje mniejsze bryły błota, staje na nich jedną nogą i wykręca piruety. Tak, nie żartuję: czterdziestoletni człowiek z nudów kręci bączki na śliskim błocie. Dzieci przechodzą obok i mają uciechę. (więcej…)

Czytaj więcej

Old board gemba

To be, or not to be – czyli obecność (gemba walk)

Przełamywanie oporów dotyczy nie tylko pracowników liniowych. Jest wiele do zrobienia w tym zakresie jeżeli chodzi o kadrę menedżerską, na każdym szczeblu zarządzania. „Idź do gemba” – niestety są z tym kłopoty. Ludzie mający swoje pokoje, swoje biurka, są do nich jakby przywiązani. Alternatywą jest udanie się na spotkanie do Sali konferencyjnej, albo do biura przełożonego. Jednak i tam są tylko biurka.

Wartość nie powstaje za biurkiem, jednak nawyk obecności w gemba (miejscu, gdzie coś ważnego naprawdę się dzieje) nie jest powszechny. Jeżeli brygadzista nie jest bezpośrednio zaangażowany w produkcję, to zwykle ucieka do swojego miejsca, przy którym może spokojnie usiąść. Podobnie rzecz się ma z majstrami, czy też mistrzami. Tak przy okazji, nazwa funkcji „mistrz” trochę mnie śmieszy, szczególnie wtedy, gdy taki mistrz zmianowy „urzęduje” w swojej kanciapie. Na hali trudno go znaleźć.

Efekty gemba walk dyrektora już po trzech minutach

Podam dwa przykłady wpływu obecności, i tylko obecności na hali menedżerów różnych szczebli. W pewnej firmie, prowadząc warsztaty, obserwowałem stanowisko pracy raz z dyrektorem fabryki. Młody człowiek składający elementy na tym stanowisku, od czasu do czasu spoglądał w naszą stronę. Mniej więcej po trzech minutach (tak, po TRZECH minutach!) sam, bez żadnych wskazówek, zmodyfikował swoje działania w ten sposób, że skrócił sobie trasę, po której się poruszał, co spowodowało – jak potem policzyłem – wzrost efektywności (wydajności) jego działań o co najmniej 10%. (więcej…)

Czytaj więcej

Szkolenia Lean często rodzą pytania: Co mi to da

Zaangażowanie w szkolenia – czyli co ja z tego będę miał

Film „The Day After” można zaliczyć do gatunku katastroficznych, a właściwie post-katastroficznych. Wojna atomowa niszczy świat, a ocalała garstka ludzi próbuje jakoś zorganizować sobie życie. Dlaczego o tym piszę? Zauważam, że szkolenia, to często taki wybuch bomby atomowej w głowach uczestników. Poznają nowe metody (to można w taki sposób?), odkrywają na nowo potęgę systematycznego działania (tyle razy próbowałem, ale bez metody), zauważają, że zmiany wprowadzane małymi krokami nie muszą być bolesne (to może nie wywoła oporu…). A jednak, „dzień po” okazuje się taki sam jak „przed”. Uczestnicy pytają samych siebie, co po szkoleniu/kursie należy zrobić? jak zacząć? To może byłoby najmniejszym problemem, gdyby nie – dość powszechna – postawa przełożonych, którzy wysłali swoich pracowników na taki kurs, a czasem wysłali samych siebie. Zastanawiają się: co ja z tego będę miał? Zarówno uczestnicy, jak i sponsorzy kursu zwykle nie potrafią sami tego jasno określić. (więcej…)

Czytaj więcej